Gorzkie pożegnanie z kadrą. Polska przegrywa z Holandią na zakończenie Ligi Narodów

Potrzebujesz ok. 4 min. aby przeczytać ten wpis

Ostatnie w tym roku zgrupowanie reprezentacji Polski zakończyło się dwiema zasłużonymi porażkami – z Włochami i Holandią. Wprawdzie po kompromitacji w Sassuolo nastąpiła wyraźna poprawa w grze Orłów Brzęczka, ale wątpliwe, aby znacząco wpłynęło to na poprawę atmosfery wokół kadry. Wciąż istnieją bowiem uzasadnione obawy, że przyszłoroczne EURO może zakończyć się podobnie jak rosyjski mundial.

W miniony weekend znów mogliśmy sobie uświadomić, jak mocną pozycję w futbolu ma obecnie Robert Lewandowski. Tym razem jednak kapitan Biało-Czerwonych przemówił nie na boisku, jak zwykł to robić regularnie w Bundeslidze i Champions League, ale przed kamerami TVP Sport. Trudno stwierdzić, czy as Bayernu miał pełną świadomość konsekwencji, jakie wywoła jego słynna już na całą Polskę wypowiedź, tym niemniej swoim ośmiosekundowym milczeniem, będącym reakcją na pytanie o założenia taktyczne na niedzielny mecz z Italią, dobitnie obnażył trenerski warsztat Jerzego Brzęczka.

Selekcjonerski stołek ponownie mocno zachwiał się pod byłym opiekunem Wisły Płock, a o jego dalszej przyszłości w drużynie narodowej miał rzekomo zadecydować już nawet nie sam wynik, lecz styl zaprezentowany w konfrontacji z Holandią. W mediach stawiano zasadne pytanie, czy nasi kadrowicze będą gotowi umierać na boisku za Brzęczka, skoro najlepszy spośród nich wyraził już publicznie wotum nieufności.

Po katastrofalnym występie na Mapei Stadium zmiany w podstawowym składzie były oczywiście nieuniknione. Poza zapowiadaną roszadą między słupkami do wyjściowej jedenastki wrócili Tomasz Kędziora, Mateusz Klich, Piotr Zieliński oraz dość niespodziewanie Przemysław Płacheta. To właśnie skrzydłowy Norwich City wespół z grającym po przeciwnej stronie Kamilem Jóźwiakiem wprowadzili w środę tak wyczekiwane ożywienie w poczynaniach Orłów. Były lechita już w piątej minucie przeprowadził kapitalną akcję indywidualną zakończoną bramką, a nieco później Płacheta trafił w słupek. Więcej dogodnych sytuacji wypracowali sobie jednak Holendrzy – w krótkim odstępie czasu mylili się Wijnaldum, Klaassen oraz Malen. Różnicę w wyszkoleniu technicznym Polacy starali się zniwelować pressingiem i wymiennością pozycji, co w pierwszej połowie przynosiło skutek. Błędy w obronie popełnione przez Glika czy Bednarka nie zostały bowiem wykorzystane przez gości.

Po przerwie na murawę Stadionu Śląskiego nie wyszedł już Lewandowski, co zostało ponoć ustalone jeszcze przed meczem. Kamery uchwyciły natomiast sugestywną wymianę zdań pomiędzy królem strzelców Ligi Mistrzów a jego pryncypałem, zatem trudno spodziewać się nagłego ocieplenia w relacjach obu panów. Największą gwiazdę Orłów zastąpił Krzysztof Piątek i już kilkadziesiąt sekund później wziął udział w kombinacyjnej akcji zespołowej zakończonej niecelnym strzałem Płachety. Były piłkarz Śląska Wrocław jest zresztą największym wygranym listopadowego zgrupowania. Jeden z lepszych meczów w koszulce z orłem na piersi rozegrał także Piotr Zieliński, notując m.in. dwa udane dryblingi i przechwyt. Znamienne, że dopiero po ich zejściu Holendrzy zdobywali gole – najpierw po kontrowersyjnej „jedenastce” sprokurowanej przez Bednarka, a później po rzucie różnym wykonywanym przez rezerwowego Berghuisa. Zmiany dokonane przez Brzęczka okazały się tym razem kompletnie nietrafione.

Wydaje się, że ogrom szczęścia, jaki sprzyjał dotychczas opiekunowi reprezentacji Polski zaczyna się powoli wyczerpywać. Do zmiany na tym kluczowym stanowisku przed Mistrzostwami Europy zapewne nie dojdzie, ale z takiego obrotu spraw cieszą się chyba wyłącznie Zbigniew Boniek i Małgorzata Domagalik. Jak wynika bowiem z ostatnich ankiet przeprowadzonych przez serwis WP Sportowe Fakty, poparcie społeczne dla Brzęczka spadło drastycznie do poziomu kilku procent.

Awans z grupy 1 zgodnie z przewidywaniami wywalczyli Włosi, którzy w Sarajewie pokonali Bośniaków 2:0 po trafieniach Belottiego i Berardiego. Efektowną serię bez porażki w meczach o punkty Squadra Azzurra wydłużyła więc do 18 spotkań. Stawkę uczestników październikowego turnieju finałowego UEFA Nations League uzupełnili Belgowie, wygrywając u siebie z Danią 4:2. W głównych rolach na Stadionie Króla Baudouina I wystąpili niezawodni Romelu Lulaku (dublet) oraz Kevin De Bruyne (gol i asysta).

Warto też odnotować, iż w przyszłym roku w najwyższej dywizji Ligi Narodów zagrają czterej debiutanci – Austria, Czechy, Węgry i Walia. Oprócz ekipy dowodzonej przez Franco Fodę wszystkie odniosły w ostatniej kolejce pewne triumfy na własnych stadionach.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*