Warszawski sen o Lidze Mistrzów brutalnie przerwany przez Cypryjczyków

Potrzebujesz ok. 4 min. aby przeczytać ten wpis

Kolejny sezon i kolejne rozczarowanie – tym razem przeszkodą nie do przebrnięcia dla mistrza Polski okazał się klub, który formalnie nie wywalczył nawet tytułu najlepszej drużyny w swoim kraju, a do udziału w eliminacjach Champions League został wyznaczony przez rodzimą federację…

To już czwarty sezon z rzędu, kiedy przedstawiciel Ekstraklasy odpada z eliminacji Ligi Mistrzów w konfrontacji ze swoim drugim rywalem. Aż trzy z czterech ostatnich nieudanych podejść do najbardziej elitarnych rozgrywek klubowych na Starym Kontynencie ma na koncie warszawska Legia. W tym roku konsekwencje odpadnięcia już w II rundzie kwalifikacyjnej mogą być jednak znacznie bardziej bolesne.

Możliwości aktualnego mistrza Polski trafnie ocenili cypryjscy dziennikarze, którzy zgodnie twierdzili, że Omonia Nikozja wybiera się do Warszawy po historyczny awans. Podstaw do optymizmu było wiele – brak dopingu miejscowych kibiców (mecz odbywał się przy pustych trybunach), trener Henning Berg, który doskonale zna wszystkie atuty i mankamenty przeciwnika, wszak od grudnia 2013 do października 2015 roku był szkoleniowcem Wojskowych, a także doświadczony skład z kilkoma piłkarzami mającymi za sobą ciekawą karierę europejską (m.in. Fabiano – były bramkarz FC Porto oraz Fenerbahçe, 47-krotny reprezentant Słowacji Michal Ďuriš, czy kapitan Jordi Gómez, mający na koncie ponad 130 występów w angielskiej Premier League dla Wigan Athletic oraz Sunderlandu).

Pierwsza połowa spotkania przy Łazienkowskiej zapowiadała wprawdzie trudną przeprawę dla legionistów, ale jeszcze nie kompromitację. Gospodarze początkowo radzili sobie z agresywnym pressingiem piłkarzy Omonii, a sami stworzyli nawet dogodną sytuację, której nie wykorzystał Tomáš Pekhart. Aktywni byli zwłaszcza boczni defensorzy warszawskiego zespołu – Michał Karbownik i Filip Mladenović.

Foto: Mateusz Kostrzewa / legia.com

Po przerwie podopieczni Vukovicia także mogli wyjść na prowadzenie – za sprawą gola samobójczego, ale piłka ostatecznie zatrzymała się na słupku bramki strzeżonej przez Fabiano. Chwilę później drugą żółtą kartkę, a w konsekwencji czerwoną otrzymał Igor Lewczuk i od tego momentu zaczęły się prawdziwe problemy Legii. Artur Boruc musiał kilkukrotnie interweniować, zwłaszcza po dobrze wykonywanych przez gości stałych fragmentach gry. Doświadczonemu golkiperowi udało się nawet zachować czyste konto do dogrywki, ale już na jej początku skapitulował. Rozgrywający tego wieczora słabe zawody Artur Jędrzejczyk sfaulował Ďuriša w polu karnym, a jedenastkę pewnie wyegzekwował Jordi Gómez. Kwadrans później kontratak ekipy z Nikozji wykończył strzałem głową Thiago i tym samym zniweczył marzenia mistrza Polski o udziale w fazie grupowej Champions League.

Przedmeczowe przewidywania niektórych ekspertów oraz bukmacherów, którzy dość nieoczekiwanie większe szanse na awans dawali Legii, zupełnie się nie sprawdziły – na tle dobrze zorganizowanego, średniej klasy europejskiego zespołu piłkarze Aleksandara Vukovicia wyglądali wyjątkowo mizernie. Dość powiedzieć, że w środowym meczu przez 120 minut rywalizacji zdołali oddać zalewie dwa celne strzały. Osobną kwestią pozostaje postawa belgijskiego arbitra Nathana Verboomena, który powinien również wyrzucić z boiska przynajmniej jednego piłkarza Omonii (m.in. za brutalne faule na Luquinhasie).

Porażka z Cypryjczykami będzie miała poważne konsekwencje dla przyszłości stołecznego klubu. Legia wciąż ma szansę wywalczyć przepustkę do fazy grupowej Ligi Europy, a przy odrobinie szczęścia może znaleźć się w decydującej batalii bez konieczności rozgrywania meczu, niemniej jednak kolejną dziurę powstałą w budżecie będzie trzeba szybko zasypać transferem Michała Karbownika. Jeśli natomiast europejska przygoda Wojskowych zakończy się już na początku września, nieuniknione wydają się kolejne roszady personalne, w tym pożegnanie z serbskim szkoleniowcem.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*