W środę z Argentyny napłynęła wstrząsająca informacja o śmierci jednego z najlepszych, a zdaniem niektórych nawet najlepszego piłkarza w dziejach futbolu. Legendarny Diego Armando Maradona zmarł na atak serca we własnym domu na suburbiach Buenos Aires. Były mistrz świata zakończył swój żywot na 60 wiosnach.
Hiobową wieść jako pierwszy przekazał oficjalny serwis internetowy największego dziennika w Argentynie – Clarin, a niedługo potem informację o śmierci Maradony potwierdził Argentyński Związek Piłki Nożnej (AFA). „Pewnego dnia stało się nieuniknione. To emocjonalny i narodowy policzek. Cios, który odbija się echem na wszystkich szerokościach geograficznych. Zdanie stało się teraz częścią smutnej rzeczywistości: Diego Armando Maradona zmarł” – napisali zdruzgotani argentyńscy żurnaliści. Choć jako oficjalną przyczynę zgonu podano atak serca, to nie ulega wątpliwości, iż niewydolność kluczowego organu to pochodna nader burzliwego życia, jakie przez wiele lat prowadził były napastnik rodem z Lanús. Używki, alkohol i związane z tym liczne choroby wewnętrzne spustoszyły jego organizm. Na tyle mocno, że na początku listopada przeszedł operację wycięcia krwiaka w mózgu. Kilkanaście dni później odszedł do wieczności.
La Asociación del Fútbol Argentino, a través de su Presidente Claudio Tapia, manifiesta su más profundo dolor por el fallecimiento de nuestra leyenda, Diego Armando Maradona.
Siempre estarás en nuestros corazones 💙 pic.twitter.com/xh6DdfCFed
— AFA (@afa) November 25, 2020
Piłka nożna straciła właśnie jedną z najwybitniejszych i zarazem najbarwniejszych postaci w dziejach dyscypliny. Maradona jako zawodnik sięgnął szczytu, zdobywając w 1986 roku mistrzostwo świata z reprezentacją Argentyny. W futbolu klubowym natomiast nie zasmakował nigdy triumfu w najbardziej prestiżowych rozgrywkach – Pucharze Europy, ale bez względu na to w wielu miejscach globu kibice nadal wspominają go z rozrzewnieniem. Najcieplej oczywiście w ojczyźnie (w Rosario zarejestrowano nawet kościół jego imienia, który liczy ponad 100 tys. wyznawców) oraz w Neapolu, gdzie grał w latach 1984-1991 i zyskał status lokalnego Boga. Do dziś w stolicy Kampanii można zresztą natknąć się na efektowne murale z podobizną „Boskiego Diego”, czy przydrożne kapliczki. Wywalczone z Maradoną w składzie dwa tytuły mistrza Italii pozostają jedynymi w historii klubu spod Wezuwiusza.
Na kartach historii zapisał się zwłaszcza jego spektakularny występ w ćwierćfinale meksykańskiego mundialu przeciwko Anglii, kiedy to zdobył dwa gole – jednego ręką (słynna „Ręka Boga”), a drugiego po fenomenalnym rajdzie przez ponad pół boiska. Łącznie w narodowych barwach rozegrał 91 meczów, w których 34 razy pokonywał bramkarzy rywali.
W życiu po życiu, jak często nazywa się okres po zakończeniu kariery piłkarskiej, także potrafił się doskonale odnaleźć, głównie jednak w roli duszy towarzystwa. Jako trener reprezentacji Albicelestes, zespołów Gimnasia de La Plata i Dorados de Sinaloa, czy prezes białoruskiego Dynama Brześć zupełnie się bowiem nie sprawdził. Magia jego nazwiska wciąż potrafiła za to przyciągać zarówno kibiców na trybuny, jak i majętnych sponsorów. Ci, którzy mieli okazję oglądać go na żywo, mogą zatem mówić o niebywałym szczęściu.
"Jeśli żyłeś wtedy i widziałeś go w akcji
To Maradona, nie Pele, jest dla ciebie królem piłkarzy
Czasy, kiedy nie było kablówki w domach
Mexico '86 z czarno-białego telewizora
(…)
Ja, na podwórku, kiedy cieszyłem się bramką
Ręce w górze i okrzyk »Diego Armando«"RIP🙏 pic.twitter.com/CYow9OrNSF
— Darek Dobek (@darekdobek) November 25, 2020