Władze najlepszej koszykarskiej ligi świata podały oficjalną datę startu sezonu 2020/21. Rywalizacja na parkietach NBA rozpocznie się tuż przed Świętami Bożego Narodzenia i potrwa znacznie krócej niż dotychczas.
Zaledwie 71 dni wyniesie przerwa pomiędzy szóstym meczem finałowym z udziałem Los Angeles Lakers i Miami Heat a inauguracyjnym spotkaniem nowego sezonu – taką decyzję podjęło stowarzyszenie koszykarzy w porozumieniu z kierownictwem NBA. Wszystkie drużyny na przestrzeni niespełna pięciu miesięcy rozegrają po 72 spotkania fazy zasadniczej, a więc o 10 mniej niż dotychczas. Walka czołowej szesnastki o Puchar Larry’ego O’Briena będzie toczyć się niezmiennie w systemie play-off (choć prawdopodobnie już nie na neutralnym gruncie w tzw. bańce), za to pod znakiem zapytania stoi organizacja przyszłorocznego Weekendu Gwiazd. Przeniesiony z czerwca draft zostanie natomiast przeprowadzony w środę 18 listopada.
The NBPA player rep vote has completed, approving a December 22 start/72-game regular season, source tells ESPN. Next up: NBA/NBPA finishes financial terms on amended CBA, which will take into next week. Expect trade moratorium to be lifted shortly prior to Nov. 18 Draft.
— Adrian Wojnarowski (@wojespn) November 6, 2020
Obozy przygotowawcze do skróconych rozgrywek 2020/21 ruszą na początku przyszłego miesiąca, a pierwsza syrena zabrzmi już 22 grudnia. Takie rozwiązanie, mające na celu zniwelowanie znaczących strat finansowych, oburzyło zwłaszcza świeżo upieczonych triumfatorów z Los Angeles, którzy podobnie jak ich niedawni rywale z Florydy będą mieli najmniej czasu na odpoczynek i powrót do optymalnej dyspozycji. Wyraz swojemu niezadowoleniu dał w social mediach MVP Finałów – LeBron James.
.@kingjames reacts to the NBA's potential December return 👀 pic.twitter.com/x1hurHXk32
— SportsCenter (@SportsCenter) November 6, 2020
W odmiennych nastrojach startu sezonu wyczekuje z kolei wracający po długiej i żmudnej rehabilitacji ręki Stephen Curry. Jego Golden State Warriors skończyli ubiegłą kampanię z najgorszym bilansem 15-50, na co złożyło się wiele czynników, m.in. kontuzje liderów (oprócz Curry’ego poważnego urazu doznał też Klay Thompson – przyp. red.) oraz niewłaściwie zbilansowana kadra (brak klasowego centra czy jakościowych zmienników). Teraz podopieczni Steve’a Kerra zamierzają rzucić rękawicę aktualnym mistrzom, choć bukmacherzy nie wymieniają ich w gronie trzech głównych faworytów do końcowego sukcesu.
„Gra w koszykówkę jest tym, co uwielbiam robić. Chcę rywalizować! Nie mogę już doczekać się rozpoczęcia nowego sezonu. […] To było najdłuższe siedem miesięcy w moim życiu. Trudno mi było nawet oglądać mecze w campie na Florydzie. Zdecydowanie jestem gotów, aby już wrócić” – mówił Curry podczas transmisji live w mediach społecznościowych.
Składy personalne, w jakich przystąpią do rywalizacji poszczególne teamy, są jednak wielką niewiadomą. Generalni menedżerowie kilku ekip zapowiadają bowiem znaczące roszady (Houston Rockets, Philadelphia 76ers, New York Knicks), a na rynku nie brakuje doświadczonych zawodników ze statusem wolnego agenta (chociażby J.J. Barea, Matthew Dellavedova, Mason Plumlee czy Markieff Morris). Wiele powinno wyjaśnić się już pod koniec grudnia, lecz na najważniejsze rozstrzygnięcia trzeba będzie poczekać do wakacji. Dla niektórych graczy będą one prawdziwym koszykarskim maratonem, który zwieńczą rozgrywane na przełomie lipca i sierpnia Igrzyska Olimpijskie w Tokio.