Gol Kaia Havertza oraz fantastyczna postawa całego zespołu w grze destrukcyjnej zapewniły Chelsea sensacyjny triumf nad Manchesterem City w finale tegorocznej edycji UEFA Champions League. Thomas Tuchel znów potwierdził swój trenerski kunszt, wygrywając już trzecią z rzędu potyczkę z Pepem Guardiolą. Cichym bohaterem wewnątrzangielskiej rywalizacji na Estádio do Dragão został natomiast filigranowy N’Golo Kanté, który zanotował aż 10 odbiorów i kapitalnie zneutralizował największą gwiazdę The Citizens, Kevina De Bruyne.
Thomas Tuchel z każdym kolejnym rokiem wzbogacał swój warsztat szkoleniowy, ale to nie z gwiazdorskim Paris Saint-Germain, lecz nieoczekiwanie z Chelsea odniósł największy sukces w dotychczasowej karierze trenerskiej. Przejmował The Blues w kryzysowym momencie, gdy londyńczycy zajmowali dopiero 9. miejsce w tabeli Premier League, ale błyskawicznie poukładał stołeczną drużynę na swoją modłę, rozpoczynając od poprawy gry w defensywie. Właśnie ten element piłkarskiego rzemiosła dopracował na Stamford Bridge niemalże do perfekcji – na 30 spotkań, w których charyzmatyczny Niemiec prowadził Chelsea, aż 19 udało się zakończyć bez straty bramki! Pod jego wodzą Antonio Rüdiger stał się jednym z najlepszym stoperów w Europie, N’Golo Kanté odzyskał dawny blask, a Mason Mount i Kai Havertz rozwinęli swój ogromny potencjał. Każdy z tych piłkarzy odegrał też niepośrednią rolę w sobotnim finale Ligi Mistrzów.
Decydujące starcie w Porto było awizowane w światowych mediach głównie jako kolejna bezpośrednia konfrontacja taktycznych maniaków. W Niemczech Pep Guardiola prowadząc Bayern Monachium regularnie ogrywał Thomasa Tuchela (4 zwycięstwa i remis), ale kiedy rywalizacja obu panów przeniosła się na Wyspy Brytyjskie, sytuacja zmieniła się diametralnie. Najpierw młodszy z tej dwójki wyeliminował faworyzowanych Obywateli w półfinale Pucharu Anglii (1:0), a trzy tygodnie później w zupełnie innych okolicznościach ograł ich na Etihad Stadium w spotkaniu ligowym (2:1). Trzeci raz uczynił to w najważniejszym meczu sezonu na Estádio do Dragão.
👥 Thomas Tuchel record vs Pep Guardiola
⏪ Before Chelsea appointment
Games – 5
Drawn – 1
Lost – 4🔵 Since Chelsea appointment
Games – 3
Won – 3 pic.twitter.com/cy2GbvwcH5— WhoScored.com (@WhoScored) May 29, 2021
Początek finałowej batalii zwiastował niezwykle atrakcyjne, otwarte widowisko. Oba zespoły nie zamierzały kalkulować i szybko przystąpiły do ataku. Najlepsze sytuacje w premierowym kwadransie zmarnował Timo Werner, ale defensorzy nominalnych gości też mieli sporo pracy, zwłaszcza przy płaskich dośrodkowaniach z bocznych sektorów boiska. Wraz z upływem czasu Chelsea coraz mocniej zaczęła przejmować kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami, a doskonałą puentą intensywnej pierwszej połowy było genialne prostopadłe podanie ze środka boiska w wykonaniu Masona Mounta, które na bramkę zamienił Kai Havertz. Była gwiazda Bayeru Leverkusen zaliczyła tym samym swoje premierowe trafienie w Lidze Mistrzów i to od razu w finale!
1 – Kai Havertz is the first player to score his first UEFA Champions League goal in a final since İlkay Gündoğan in 2013. Timely. #UCLFinal pic.twitter.com/9uxr9QKEek
— OptaJoe (@OptaJoe) May 29, 2021
W drugiej połowie kluczowe role odegrali z kolei zawodnicy odpowiedzialni za działania destrukcyjne. Rüdiger doskonale dyrygował grą defensywną Chelsea, która nie ucierpiała nawet po przymusowym zejściu z boiska Thiago Silvy. Znacznie bardziej bolesna dla Manchesteru City była natomiast strata Kevina De Bruyne, ustawionego po zmianie stron na pozycji fałszywego napastnika, aczkolwiek podczas swojego niespełna godzinnego występu Belg był skutecznie pacyfikowany przez wszędobylskiego N’Golo Kanté. Ponadto jeden z najlepszych meczów w karierze rozegrał Reece James, a pod względem zaangażowania ponownie wyróżniał się kapitan César Azpilicueta. W efekcie gracze ubrani w błękitne trykoty nie oddali już po przerwie ani jednego celnego strzału, choć w doliczonym czasie gry Riyad Mahrez mógł doprowadzić do dogrywki (minimalnie chybił z linii pola karnego – przyp. red.). Koniec końców mistrz Anglii zasłużenie poległ z zespołem, którego jesienią chyba żaden z ekspertów nie upatrywał w roli kandydata do końcowego triumfu w UEFA Champions League.
„To był najważniejszy mecz w Europie – wyjątkowy finał, który wygraliśmy. Jestem bardzo dumny ze swojej drużyny. Mam pełne zaufanie do tej grupy. To bardzo, bardzo silna grupa. […] Nie byliśmy faworytami, ale kiedy jesteśmy razem, wszystko jest możliwe. Wygraliśmy z Manchesterem City dwa razy – w lidze i w Pucharze Anglii, a teraz zrobiliśmy to po raz trzeci” – mówił uradowany Thomas Tuchel na antenie RMC Sport, cytowany przez serwis polsatsport.pl.
Niemiecka myśl szkoleniowa nadal dominuje zatem na Starym Kontynencie. Tuchel został właśnie trzecim kolejnym trenerem zza naszej zachodniej granicy, który wygrał najcenniejsze trofeum w europejskiej piłce klubowej (po Hansim Flicku i Jürgenie Kloppie). Przy okazji dochował też swoistej klubowej „tradycji” – kiedy Chelsea wygrywa puchar na arenie międzynarodowej, w trakcie sezonu musi nastąpić zmiana na ławce trenerskiej.
A co z wielkim przegranym, Pepem Guardiolą? Katalończyk ma do przełknięcia jeszcze jedną gorzką pigułkę, zanim znów wyruszy na podbój Europy bez klasowego napastnika. Aż trudno uwierzyć, że minęła dokładnie dekada odkąd Guardiola po raz ostatni celebrował zwycięstwo w Lidze Mistrzów…
Klopp, Flick, a teraz Tuchel. Trzeci z rzędu niemiecki trener z pucharem Ligi Mistrzów. Nie zapominajmy też o Bayernie Juppa Heynckesa, co daje czterech w ostatnich 9 latach. 😜
— Piotr Dumanowski (@PDumanowski) May 29, 2021
Na zdjęciu wyróżniającym: Chelsea FC, zwycięzca Ligi Mistrzów 2021; foto: Alex Caparros – UEFA / Anadolu Agency via Getty Images