Eliminacje Ligi Europy: pewne triumfy Piasta i Lecha, wkalkulowana porażka Cracovii

Potrzebujesz ok. 5 min. aby przeczytać ten wpis

Wielu kibiców nad Wisłą obawiało się powtórki ubiegłorocznego scenariusza, kiedy to trzech przedstawicieli Ekstraklasy poległo już na pierwszej europejskiej przeszkodzie, jednak tym razem Piastowi Gliwice i Lechowi Poznań udało się uniknąć spektakularnej kompromitacji. Podopieczni Waldemara Fornalika wygrali na wyjeździe z Dynamem Mińsk, a piłkarze Kolejorza na własnym boisku pokonali Valmiera FC. Zgodnie z przewidywaniami z Ligą Europy pożegnała się Cracovia, która nie miała szans w konfrontacji z bogatszym i znacznie lepszym piłkarsko Malmö FF.

Po czwartkowych spotkaniach kwalifikacyjnych Polska wciąż ma trzech reprezentantów w rozgrywkach UEFA Europa League, co w obliczu ostatnich rezultatów rodzimych drużyn na arenie międzynarodowej trzeba potraktować jako niemały sukces. Do Legii Warszawa, która udział w dalszej fazie eliminacji LE ma zapewniony po odpadnięciu z Ligi Mistrzów z cypryjską Omonią Nikozja, dołączyły Piast Gliwice oraz Lech Poznań.

Waldemar Fornalik i jego piłkarze wyciągnęli wnioski z ubiegłorocznych wpadek z BATE Borysów (1:1, 1:2) oraz Riga FC (3:2, 1:2) – do niełatwego wyjazdowego starcia z białoruskim zespołem przystąpili w pełni skoncentrowani. Szybko osiągnięte prowadzenie po znakomitym uderzeniu Patryka Lipskiego z rzutu wolnego pozwoliło Gliwiczanom cofnąć się na własną połowę i kontrolować spotkanie, choć nie obyło się bez kilku błędów w defensywie. Gospodarze mogli wyrównać jeszcze w pierwszej połowie za sprawą Olechnowicza, a także tuż po przerwie (strzał głową Mihy Goropevseka), ale ostatecznie to Piast wyprowadził drugi cios. Jakub Świerczok podwyższył prowadzenie Niebiesko-Czerwonych, choć mógł i powinien zakończyć wczorajszy mecz z hat-trickiem.

Obawy byłego selekcjonera reprezentacji Polski o zgranie swojego zespołu (latem odeszło aż 11 piłkarzy, a przyszło 7 nowych, w tym obaj strzelcy bramek – przyp. red.) oraz niepewną sytuację polityczną na Białorusi okazały się na szczęście bezzasadne. Ekipa z Okrzei może teraz z ekscytacją wyczekiwać kolejnego przeciwnika, wszak z racji braku rozstawienia może nim być któraś z wielkich europejskich marek – Tottenham Hotspur czy AC Milan.

Problemów z promocją do kolejnej rundy nie miał również Lech Poznań. Kolejorz długo próbował bezskutecznie skruszyć łotewski mur ustawiony w obrębie pola karnego, a dogodnych sytuacji na gola nie potrafili zamienić Pedro Tiba oraz Dani Ramírez. Po upływie niespełna godziny gry szczęście uśmiechnęło się do drużyny ze stolicy Wielkopolski – po kolejnym mocnym strzale z dystansu Jakuba Modera piłka najpierw niefortunnie odbiła się od defensora Valmiery, a następnie trafiła w słupek. Za odbitą futbolówką niczym rasowy snajper ruszył Mikael Ishak i swoją skuteczną dobitką otworzył rezultat meczu. Niespełna dwadzieścia minut później szwedzki piłkarz asyryjskiego pochodzenia dołożył kolejne trafienie, natomiast dzieła zniszczenia dopełnił w końcówce rezerwowy napastnik, 18-letni Filip Szymczak.


https://www.facebook.com/lechpoznan.oficjalna/posts/10157843187342061

Z europejskimi pucharami żegna się natomiast Cracovia, dla której po raz trzeci przeszkodą nie do sforsowania okazuje się już pierwszy rywal. W przeciwieństwie do pojedynków z DAC 1904 Dunajská Streda i FK Shkëndija, tym razem Pasy nie były faworytem. Dysponujący znacznie wyższym budżetem oraz bardziej doświadczonym składem lider szwedzkiej Allsvenskan od pierwszego gwizdka sędziego Ursa Schnydera kontrolował grę, nie pozwalając na zbyt wiele drużynie Michała Probierza. Gol zdobyty już w 21. sekundzie meczu przez Jo Inge Bergeta (ex Cardiff City, Celtic FC – przyp. red.) potwierdził tylko, jak trudne zadanie czekało tego wieczora zdobywcę Pucharu Polski. Na przerwę Szwedzi schodzili już z dwubramkowym prowadzeniem i wypracowaną w pierwszych 45 minutach przewagę utrzymali do końca, mimo że w drugiej odsłonie Wdowiak i spółka oddali aż 4 celne uderzenia na bramkę Marko Johanssona.

„Wiedzieliśmy, że gramy z bardzo solidnym zespołem, który jest bardzo agresywny. Nieprzypadkowo wygrał tyle meczów. Widać, że jest to drużyna, która ma kilka indywidualności. Jednak najgorsze, co dla nas mogło się wydarzyć, to to, że w 20 sekundzie straciliśmy bramkę. Potem można dużo gdybać… Na pewno ułatwiliśmy zadanie Malmö i zanim się otrząsnęliśmy i wróciliśmy do gry, to widać było, że zespół Malmö był bardzo pewny siebie. Wyszliśmy bardzo ofensywnie nastawieni, ale w środku pola przegraliśmy tę pierwszą połowę. Najgorsze było dla nas to, że w pierwszej i ostatniej minucie pierwszej części gry straciliśmy bramki – to obniżyło pewność siebie zawodników. W przerwie staraliśmy się ich zmotywować i weszliśmy dobrze w drugą połowę. Zabrakło nam bramki, by wrócić do gry, ale szkoda nieuznanej bramki z pierwszej połowy – sędzia zagwizdał spalonego. Trudno ocenić, czy gol był prawidłowy, czy nie – z ławki nie było tego widać. Powinien zawodnik z Malmö dostać drugą żółtą kartkę. Przegraliśmy zasłużenie, byliśmy jednak zespołem słabszym i mieliśmy za mało argumentów, by wygrać” – powiedział tuż po meczu Michał Probierz, cytowany przez Gazetę Krakowską.

Losowanie kolejnej rundy eliminacji UEFA Europa League już w najbliższy poniedziałek 31 sierpnia w szwajcarskim Nyonie.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*