Zabójcza końcówka i fenomenalna postawa Iviego Lopeza sprawiły, że Raków Częstochowa sięgnął po upragniony Puchar Polski. Czerwono-niebiescy od 57. minuty przegrywali z Arką Gdynia po centrostrzale Mateusza Żebrowskiego, ale w decydującym kwadransie rywalizacji geniuszem wykazał się hiszpański rozgrywający, który najpierw sam trafił do siatki, a potem wirtuozerskim zagraniem zapoczątkował akcję na 2:1. „To fantastyczna chwila dla całej drużyny, dla kibiców i dla klubu obchodzącego właśnie swoje stulecie. Ten triumf to chluba, największy sukces w stuletniej historii” – powiedział na konferencji prasowej trener Rakowa, Marek Papszun.
Fani oraz kierownictwo Rakowa nie mogli wymarzyć sobie lepszego prezentu z okazji stulecia założenia częstochowskiego klubu. W sobotę ekipa Marka Papszuna przebiła bowiem osiągnięcie ambitnej drużyny Jerzego Wrzosa z 1967 roku, która uległa wówczas po dogrywce Wiśle Kraków 0:2 w decydującym starciu o Puchar Polski.
Majowy finał rozgrywany na Arenie Lublin przez długi czas nie układał się jednak po myśli popularnych Medalików. W pierwszej połowie oba zespoły nie stworzyły sobie praktycznie żadnej dogodnej sytuacji bramkowej, a po zmianie stron dość niespodziewanie na prowadzenie wyszedł pierwszoligowiec z Gdyni. Przed upływem godziny gry na efektowną szarżę w środku pola zdecydował się Fabian Hiszpański, a jego podanie na skrzydło do Mateusza Żebrowskiego okazało się ostatecznie… asystą. Były zawodnik Wigier Suwałki i Jagiellonii zaliczył klasyczny centrostrzał, czym zupełnie zaskoczył Dominika Holca.
Piłkarze Rakowa błyskawicznie rzucili się do odrabiania strat, lecz ich wzmożone ataki długo nie przynosiły efektu. Dopiero w momencie, gdy obaj szkoleniowcy zrealizowali już po cztery zmiany, sprawy w swoje nogi postanowił wziąć Ivi Lopez. Wychowanek Getafe, który w barwach Levante zdobył nawet gola przeciwko słynnemu Realowi Madryt, odwrócił losy potyczki z Arką i w pełni zasłużenie został uznany najlepszym graczem finału. Doskonale wyszkolony technicznie Hiszpan najpierw mocnym uderzeniem z pola karnego pokonał Kacpra Krzepisza, a po kilku minutach wzorowo wyprowadził kontratak, który zakończył się trafieniem rezerwowego Davida Tijanicia.
Żółto-niebiescy mocno postawili się rewelacji tego sezonu Ekstraklasy, za co zebrali zresztą mnóstwo pochwał, aczkolwiek po raz drugi z rzędu musieli patrzeć na to, jak ze zdobycia trofeum cieszy się wyżej notowany rywal (w 2018 roku przegrali z Legią Warszawa – przyp. red.).
„Był to niewątpliwie trudny dla nas mecz, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie mogło to tak wyglądać, że będziemy przegrywali. Spodziewaliśmy się takiego scenariusza. Rola faworyta też mogła nas przytłoczyć. Byliśmy jednak jak zawsze konsekwentni i dlatego z pełnym uznaniem muszę wyrazić się o piłkarzach i podziękować nie tylko tym, którzy dziś grali, ale też wszystkim, którzy tę drogę do dużego triumfu wspólnie ze mną przez dłuższy czas budowali. To był wyjątkowy mecz, do jakiego trudno się przygotować mentalnie, ale podobnie jak w wielu spotkaniach Ekstraklasy dźwignęliśmy to, w czym pomogło właśnie doświadczenie zdobywane w lidze. To nasz trzynasty mecz bez porażki i w tym miejscu muszę podkreślić, że niezależnie od zdobycia Pucharu Polski będziemy do końca walczyć o wicemistrzostwo kraju” – podkreślił na pomeczowej konferencji prasowej trener Marek Papszun.
Gratuluję @Rakow1921 zwycięstwa, a @ArkaGdyniaSA należy się szacunek … Brawa dla wszystkich uczestników 🇵🇱⚽️🏆 https://t.co/JftG3BlAJ1
— Zbigniew Boniek (@BoniekZibi) May 2, 2021
Wielki dzień Marka Papszuna – ponad 5 lat ciężkiej pracy w @Rakow1921 autorska drużyna, z pomysłem, która notuje marsz z 2. ligi do Europy👍 oddać trzeba @MichalS1978 zaangażowanie, cierpliwość i konsekwencję 🤝 @PrawdaFutbolu #PucharPolski #Papszun pic.twitter.com/xhFRS9bJ4C
— Roman Kołtoń (@KoltonRoman) May 2, 2021
Historyczny dla Rakowa Częstochowa sezon 2020/21 nadal trwa i może jeszcze zostać zwieńczony wspomnianym wicemistrzostwem Polski. Niezależnie od koloru medalu, jaki uda się wywalczyć Tomášowi Petráškowi i spółce, za nieco ponad dwa miesiące dojdzie pod Jasną Górą do kolejnego wiekopomnego wydarzenia – debiutu czerwono-niebieskich w europejskich pucharach. Właściciel klubu, Michał Świerczewski, już teraz odważnie zapowiada, że jego celem jest… wygrywanie na arenie międzynarodowej z największymi potęgami!
„Zawsze jest potencjał do wzrostu i dopóki nie wygramy z Barceloną w Lidze Mistrzów, to nie będziemy zaspokojeni. A jeśli wygramy, pewnie będziemy dalej marzyć o czymś więcej” – zadeklarował prezes firmy x-kom w rozmowie z Markiem Wawrzynowskim dla WP Sportowe Fakty.