Klasyk bez historii, trwa zacięta walka o pozostanie w elicie – podsumowanie 24. kolejki Ekstraklasy

Potrzebujesz ok. 5 min. aby przeczytać ten wpis

Pomimo diametralnej różnicy w aktualnej dyspozycji obu zespołów, „Polski Klasyk” z udziałem Lecha Poznań oraz Legii Warszawa znów zapowiadał się emocjonująco, ale nie po raz pierwszy kompletnie rozczarował. Szlagierowe spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem i w ciągu kilku tygodni zostanie wymazane z pamięci nawet najbardziej zagorzałych sympatyków PKO BP Ekstraklasy. Strata punktów lidera, którą należy rozpatrywać w kategoriach wpadki, a także zwycięstwo Pogoni Szczecin tylko w niewielkim stopniu wpływa na losy walki o tytuł mistrzowski. Ciekawie zapowiada się natomiast batalia o utrzymanie – dołujące Stal Mielec oraz Podbeskidzie Bielsko-Biała dzieli zaledwie jedno „oczko”, a wciąż zagrożone potencjalnym spadkiem wydają się być również Cracovia czy do niedawna nieźle radząca sobie Wisła Płock.

Na początek weekendowych zmagań Jagiellonia Białystok mierzyła się na własnym boisku z Cracovią, która przed tygodniem odniosła pierwsze od grudnia zwycięstwo. Podopiecznym Michała Probierza zależało na tym, aby w piątek przedłużyć dobrą passę do dwóch meczów i już po niespełna kwadransie gry goście prowadzili po bramce Thiago. Radość sympatyków krakowskiego zespołu nie trwała jednak długo, gdyż „Jaga” błyskawicznie otrząsnęła się po przyjętym ciosie. Jeszcze przed przerwą na tablicy wyników widniało 2:1 dla miejscowych, a architektami comebacku Dumy Podlasia byli Bartosz Bida oraz Taras Romańczuk. W drugiej odsłonie nie uświadczyliśmy bramek, wobec czego Cracovii nie udało się oddalić od strefy spadkowej.

Wiosenna zniżka formy nie może zatrzeć nader korzystnego wrażenia pozostawionego przez Raków Częstochowa na przekroju bieżącego sezonu. Piłkarze prowadzeni przez Marka Papszuna udowodnili, że wcale nie składają broni w walce o jak najwyższą lokatę końcową i po serii trzech kolejnych remisów w końcu sięgnęli po triumf. Ich ofiarą padła Wisła Kraków, której na chwilę obecną nie grozi ani spadek, ani tym bardziej gra w pucharach.

Pogoń Szczecin, która może być już właściwie pewna występu na europejskich boiskach w przyszłym sezonie, rozprawiła się na własnym stadionie 2:0 z regularnie pikującą w dół Wisłą Płock. Dzięki spokojnemu zwycięstwu Portowcy zbliżyli się do przodującej Legii na odległość ośmiu punktów, natomiast Radosław Sobolewski i jego podopieczni muszą jak najszybciej poprawić swoją grę, jeśli nie chcą do samego końca drżeć o pozostanie w elicie.

Trudno nazwać sukcesem bezbramkowy remis po mocno przeciętnej grze, aczkolwiek punkt zdobyty w pojedynku z zaskakująco dobrze radzącym sobie beniaminkiem, Wartą Poznań, może być dla Stali Mielec arcyważny w kontekście walki o utrzymanie, która notabene zaczyna nabierać rumieńców. Biało-Niebiescy tracą do Podbeskidzia już tylko jeden punkt, a dodatkowo mają jeszcze „asa w rękawie” w postaci zaległego spotkania.

Sobotę z Ekstraklasą zwieńczyło starcie pomiędzy Śląskiem Wrocław a Lechią Gdańsk. Pojedynek zapowiadał się tym ciekawiej, że oba zespoły wciąż mają realne szanse, aby dogonić czołówkę, w związku z czym ewentualne zwycięstwo byłoby na wagę złota. Niestety zarówno podopiecznym Piotra Stokowca, jak i Wojskowym ta sztuka się nie udała – mecz zakończył się remisem 1:1. Bramkę dla dyktującego warunki gry Śląska zdobył Erik Expósito, który coraz śmielej poczyna sobie na polskich boiskach. Trafienie w starciu z Gdańszczanami było siódmym golem hiszpańskiego napastnika w tych rozgrywkach.

Brak koncentracji w newralgicznych momentach w połączeniu z nieustępliwą postawą Zagłębia Lubin zadecydowały o tym, że Podbeskidzie Bielsko-Biała wróciło do domu bez żadnej zdobyczy. Porażka musi tym bardziej boleć beniaminka, że to Górale prowadzili od ósmej minuty spotkania. Na sam koniec do akcji wkroczyli jednak Patryk Szysz i w doliczonym czasie gry Damian Oko, pozbawiając tym samym podopiecznych Roberta Kasperczyka okazji na odskoczenie Stali. Wszystko wskazuje na to, że przed okupującymi bezpieczne miejsce w środku tabeli Miedziowymi wyjątkowo spokojny finisz sezonu.

Konfrontacje pomiędzy Legią Warszawą a Lechem Poznań każdorazowo budzą olbrzymie emocje – niezależnie od miejsca, w jakim znajdują się w danym momencie obaj rywale. Biorąc pod uwagę wyłącznie obecną pozycję w ligowej stawce, śmiało można było przypuszczać, że maszyna Czesława Michniewicza zmiecie Kolejorz z powierzchni ziemi. Tego typu spotkania rządzą się jednak swoimi prawami, zwłaszcza że Duma Wielkopolski pożegnała się w ubiegłym tygodniu z Dariuszem Żurawiem, którego na dniach zastąpi Maciej Skorża. W „Polskim Klasyku” ekipę Lecha poprowadził natomiast dotychczasowy asystent Żurawia – Janusz Góra, który przyzwoicie wywiązał się z powierzonego mu zadania. Urwanie dwóch punktów odwiecznemu rywalowi w aktualnej dyspozycji należy bowiem rozpatrywać w kategoriach małego sukcesu. Sam mecz do historii z pewnością jednak nie przejdzie, a tych, którzy mieli co do niego duże nadzieje, czekało gorzkie rozczarowanie.

„Dla kibiców taki wynik na pewno nie jest zbyt optymistyczny. Z mojej strony, o czym mówiłem również zawodnikom w szatni, zabrakło płynności w grze. Stać nas na lepszą grę. Zazwyczaj kreujemy sobie zdecydowanie więcej okazji. Tomas Pekhart ma zawsze kilka okazji do tego, aby zdobyć bramkę. Dzisiaj ta sztuka mu się udała, ale akurat znalazł się na pozycji spalonej. To było jednak za mało żeby wygrać, oceniając na chłodno” – takim werdyktem podzielił się z dziennikarzami szkoleniowiec zespołu gości, Czesław Michniewicz.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*