Za nami już wszystkie weekendowe spotkania PKO BP Ekstraklasy. Tym razem od soboty do niedzieli rozegrano zaledwie pięć meczów w ramach 9. i wyjątkowo także 10. kolejki. Największym wydarzeniem był oczywiście wyczekiwany przez wszystkich hit z udziałem Lecha Poznań oraz Legii Warszawa. Batalia przy Łazienkowskiej 3 nie rozczarowała, czego nie można powiedzieć o większości pozostałych gier. Zapraszamy na cotygodniowe podsumowanie wydarzeń na polskich boiskach.
W sobotę najciekawsze widowisko zafundowały swoim sympatykom ekipy Cracovii oraz Jagiellonii Białystok. Podopieczni Michała Probierza ostatecznie triumfowali 3:1, ale wbrew temu, co może sugerować wynik, spotkanie było niezwykle wyrównane. O dwubramkowym zwycięstwie popularnych „Pasów” zadecydowały dopiero dwa trafienia w samej końcówce meczu. Ozdobą rywalizacji w stolicy Małopolski był jednak niecodziennej urody gol autorstwa Jesúsa Imaza. Hiszpan po raz kolejny przypomniał o swoich niebagatelnych możliwościach technicznych i sprycie. Bogdana Zająca z pewnością może niepokoić niemoc jego zespołu w ostatnim czasie – dla Dumy Podlasia była to trzecia porażka z rzędu i niebezpiecznie dryfuje w kierunku dolnej ósemki. Z kolei zdobywca Pucharu i Superpucharu Polski w dalszym ciągu robi wszystko, by po ujemnych punktach z początku rozgrywek nie pozostał najmniejszy ślad.
Tego samego dnia byliśmy także świadkami dwóch znacznie mniej ekscytujących spotkań. Warta Poznań sięgnęła po komplet punktów w starciu dwóch beniaminków, aplikując Stali Mielec zwycięską bramkę tuż przed upływem regulaminowych 90 minut. Wyczyn podopiecznych Piotra Tworka jest o tyle godny odnotowania, że przez większość meczu grali oni w osłabieniu.
We Wrocławiu, gdzie miejscowy Śląsk podejmował Górnika Zabrze, żadna z ekip – pomimo wielu oddanych strzałów, w sumie 29 prób w całym spotkaniu – nie potrafiła przechylić szali na swoją korzyść i mecz zakończył się ostatecznie bezbramkowym remisem.
⚽️Warta Poznań lepsza od @fksstalmielec ! Czerwona kartka, kontuzje, dwie poprzeczki – przeczytaj relację z trzeciego wygranego meczu "Zielonych" w @_Ekstraklasa_ 💚
⏩ https://t.co/Z2BPdd6RjQ#ZielonaEnergia @SwojskaBanda pic.twitter.com/krnTugsIao
— Warta Poznań (@WartaPoznan) November 7, 2020
W niedzielę wszystkie oczy zwrócone były na stadion przy Łazienkowskiej 3 – to właśnie tam rozegrany został absolutny hit 9. kolejki. Legia Warszawa, która ostatnio złapała w końcu wiatr w żagle na krajowym podwórku, mierzyła się na własnym stadionie z opromienionym dobrymi występami w europejskich pucharach i ostatnim triumfem nad Standardem Liège Lechem Poznań. Spotkanie od początku nie układało się pomyślnie dla gospodarzy, co poskutkowało kuriozalnym golem samobójczym Josipa Juranovicia po niespełna pół godzinie gry. Pomimo kilku niezłych okazji Wojskowych, to podopieczni Dariusza Żurawia schodzili do szatni z jednobramkowym prowadzeniem.
Nie jest to zasłużone prowadzenie Lecha, ale mając w składzie takiego asa jak Juranovic, tym bardziej trzeba wykorzystywać takie sytuacje jak Gwilia.
— Wojciech Piela (@WPiela96) November 8, 2020
Historia niejednokrotnie pokazywała jednak, że Legia w ostatnich latach jest dla Lecha wyjątkowo niewygodnym przeciwnikiem, co znalazło odzwierciedlenie w drugich 45 minutach. Aktualny mistrz Polski, choć nie dominował przez większość dzisiejszej rywalizacji, zdołał wyrównać za sprawą wychowanka i zarazem debiutanta – Kacpra Skibickiego. 19-letni skrzydłowy po wejściu na boisko potrzebował raptem niecałych 10 minut, by popisać się świetnym strzałem z linii pola karnego i tym samym cieszyć się z premierowego trafienia w Ekstraklasie. Gdy wydawało się, że hit w stolicy zakończy się podziałem punktów, w ostatniej akcji meczu strzałem głową z bliskiej odległości Filipa Bednarka pokonał rezerwowy Rafael Lopes, dla którego notabene również był to pierwszy gol w barwach Legii.
Praca Czesława Michniewicza zaczyna przynosić wymierne efekty, a prowadzona przez niego ekipa kontynuuje marsz w górę tabeli. Po arcytrudnym, lecz wygranym starciu z Kolejorzem obrońców tytułu wyprzedza już tylko rewelacja obecnych rozgrywek, Raków. Tymczasem ligowa forma Lecha w dalszym ciągu nie odzwierciedla tej znanej z międzynarodowych wojaży. Sytuacja drużyny Dariusza Żurawia z każdą kolejką staje się coraz bardziej skomplikowana i na ten moment miejsca premiowane grą w pucharach wydają się być jedynie odległym marzeniem.
Każda seria ma swój koniec – w niedzielny wieczór przekonał się o tym Raków Częstochowa, któremu nie udało się wygrać czwartego spotkania z rzędu. Na drodze piłkarzy prowadzonych przez Marka Papszuna stanęła nieprzewidywalna Wisła Kraków. W naznaczonym gęstą mgłą pojedynku padł bezbramkowy remis, który nie jest krzywdzącym rezultatem dla żadnej z drużyn. Warto wspomnieć, że pomimo straty punktów popularne Medaliki w dalszym ciągu pozostają na szczycie ligowej tabeli.
Awans @LegiaWarszawa na pozycję wicelidera, @Rakow1921 wciąż na czele. Jutro gramy dalej! 📈📉
🔚 #LEGLPO 2:1 #RCZWIS 0:0 pic.twitter.com/Nt5GCUGomP
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) November 8, 2020