Liga Europy: Zasłużona porażka na zakończenie przygody z pucharami. Lech Poznań ponownie gorszy od Rangersów

Potrzebujesz ok. 4 min. aby przeczytać ten wpis

Dobiegła końca przygoda Lecha Poznań z Ligą Europy. Pamięć o zwycięskich eliminacjach i spektakularnym stylu powoli odchodzą w zapomnienie, a na tapet wraca ligowa „młócka”. W czwartkowy wieczór Rangersi po raz drugi obnażyli braki zespołu prowadzonego przez Dariusza Żurawia i zasłużenie awansowali do fazy pucharowej LE z pierwszego miejsca. Po wejściu w życie nowej reformy rozgrywek, Kolejorz może długo nie doświadczyć już przywileju rywalizowania z drużynami tej klasy.

Obaj trenerzy dali we czwartek odpocząć kilku swoim podstawowym piłkarzom, dlatego od pierwszej minuty przy Bułgarskiej zabrakło na murawie Jakuba Modera, Daniego Ramíreza i Alana Czerwińskiego po stronie gospodarzy, a także McGregora, Morelosa czy Taverniera w ekipie z Glasgow. Dwaj ostatni wypracowali w tym sezonie łącznie aż 39 bramek (23 gole + 16 asyst), więc ich brak był istotnym osłabieniem The Gers. Grający bez presji wicemistrz Polski zaskakująco dobrze radził sobie na początku z agresywnym doskokiem piłkarzy lidera szkockiej Premiership i jeszcze przed upływem kwadransa mógł wyjść na prowadzenie po rzucie rożnym. Znakomitej okazji nie wykorzystał jednak Ľubomír Šatka.

Z biegiem czasu inicjatywę zaczęli przejmować podopieczni Stevena Gerrarda, a swój dobry okres udokumentowali trafieniem Cedrica Ittena w 31. minucie. Katastrofalny w skutkach błąd popełnił w tej sytuacji młody Jakub Kamiński, podając piłkę prosto pod nogi szwajcarskiego napastnika. W ataku pozycyjnym Kolejorz nie potrafił zaskoczyć kompaktowo ustawionej drużyny gości, co więcej, mógł stracić kolejnego gola po kontrataku, lecz minimalnie chybił Ianis Hagi.

Pierwsze fragmenty po przerwie, kiedy na boisku byli już Jakub Moder i Vasyl Kravets, znów mogły napawać sympatyków Dumy Wielkopolski umiarkowanym optymizmem. Zaskoczyć Jona McLaughlina próbowali Puchacz i Ishak, ale nadal bezskutecznie. Wszelkie nadzieje na korzystny dla lechitów rezultat zostały rozwiane w 72. minucie, kiedy to lot piłki po strzale głową Goldsona niewłaściwie obliczył Filip Bednarek, a formalności dopełnił wyróżniający się Hagi. Problem z bronieniem stałych fragmentów gry wciąż pozostaje zmorą Żurawia i jego sztabu. Podobnie jak błędy popełniane przez defensywę, które na tym poziomie nie mogą pozostać bez konsekwencji.

W pojedynku z niepokonanym już od 25 spotkań wicemistrzem Szkocji gospodarze byli długimi fragmentami bezradni, mimo że największe gwiazdy z Ibrox weszły dopiero na końcowe minuty. Zebrane doświadczenie powinno zaprocentować w przyszłości, aczkolwiek za kilka miesięcy kadra Lecha będzie zapewne wyglądać zupełnie inaczej niż obecnie. Na razie w Poznaniu muszą się martwić o to, czy za rok nadarzy się sposobność do jakiegokolwiek występu na arenie międzynarodowej, choćby w nowym formacie UEFA Conference League.

„To był zupełnie inny przeciwnik niż Standard Liège. Belgowie nie byli aż tak dobrze zorganizowani jak Rangersi. Szkocki zespół jest bardzo dobrze poukładany taktycznie i to widać na boisku, że wszyscy wiedzą, co mają robić i mają określony cel. […] Jako polska drużyna uczymy się tych pucharów. My nie gramy co roku w fazie grupowej Ligi Europy i dużym sukcesem jest to, że dotarliśmy do tego etapu jako jedyny zespół w całej Polsce. Mogą teraz na nas wieszać psy, ale moim zdaniem zagraliśmy niezłe spotkania, zwłaszcza na początku z Benfiką czy Standardem u siebie. Graliśmy z naprawdę topowymi przeciwnikami i dążymy do tego, żeby co roku z takimi zespołami się mierzyć. W takim kierunku powinna iść cała polska piłka klubowa, bo jeśli nie będziemy występować co roku w europejskich pucharach, to polski futbol będzie stał w miejscu i będziemy kończyć tak, jak teraz” – powiedział Jakub Kamiński przed kamerami Polsatu Sport.

Z drugiego miejsca w grupie D promocję wywalczyła Benfica (remis 2:2 na Stade Maurice Dufrasne), zaś grupę F wygrało Napoli, które na własnym obiekcie zremisowało 1:1 w arcyważnym starciu z Realem Sociedad. Jedyne trafienie dla Partenopeich to dzieło Piotra Zielińskiego – polski pomocnik zebrał piłkę wybitą z pola karnego po rzucie różnym i kapitalnie przymierzył z dystansu, dedykując gola znajdującej się w stanie błogosławionym żonie.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*